Sasza ostrzegal "Nie idz tam, po co? Okradna Cie! Tam nic nie ma!" wiec poszedlem zobaczyc slynny Osh Bazaar w Biszkeku. Od razu przechwycili mnie tajniacy. Rentgen, rewizja osobista. Szukaja turystow ktorzy przychodza na bazar kupic narkotyki. Niby teraz sezon. Pokazuja mi haszysz. Drugi bawi sie moim dolarami. Portfela jednak nie wypuszczam z rak. Widze jak na widok dolarow swieca im sie oczka. Nie maja sie do czego doczepic ale rosyjski i moja pewnosc siebie wybijaja im bron z reki i nic nie udaje im sie "zachowac do kontroli".
Caly bazar to faktycznie gigant. Mozna kupic wszystko, od chinskich stringow po glowe konia odarta ze skory. Od kukurydzy, przez arbuzy, kury po jelita koz i "oryginalne" DVD z Chin. Bardzo duzo lokalnych wyrobow, dywany, czapki kirgiskie, noze, piekne rzeczy. Obok plastikowe polecaki z hanna montana i z teletubisiem. Przy jednym stoisku strzelilem sobie piwko i szalszyk. "Stada" cwaniakow, handlarzy, zgielk, gwar, smrod, jedynie czesc bazaru gdzie sprzedaja lepioszki ladnie pachnie. Uwielbiam ten kirgiski chleb. Jest rzecz jasna kumys we wszystkich odmianach, pyszny slynny kirgiski miod gorski. Zauwazylem ze generalnie wszedzie Kirgizi maja problem z liczeniem, w sklepach aby przy bardzo prostych kwotach wyliczyc ile wydac reszty musza za kazdym razem posilkowac sie kalkulatorem. Nawet dodawanie za kupno kawy 20 somow i szaszlyka za 70 powoduje chwycenie kalkulatora. Ach czepiam sie chyba.. ;-)
niedziela, 8 sierpnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz